tytuł oryginału: The Witches
seria/cykl wydawniczy: fabryka bestsellerów
wydawnictwo: Buchmann
data wydania: 2011
ISBN: 978-83-7670-259-9
liczba stron: 320
ocena 3/6
Długo zabierałam się do napisania tej
recenzji. Nie ukrywam , że sprawiła mi ta książka nie lada problem.
Ostatnio trafiałam na dobre, a nawet rewelacyjne książki. Natomiast
"Czarownice z Walwyk" czytało mi się bardzo opornie. Nie wiem z czego to
wynika, bo książka sama w sobie nie jest złą pozycją. Być może
nastawiłam się na zbyt dużo. Może, to ten styl pisania, a może zbytnio
zasugerowałam się szatą graficzną okładki i zachętą wydawcy?
Samotna, stara panna,
nauczycielka dostaje zachęcającą ofertę pracy w prywatnej szkole w
Walwyk. Praca wydaje się wyśnionym marzeniem. Warunki są wprost
idealne. Miłe, spokojne miasteczko, dzieci nie sprawiające problemów i
chętnie chłonące wiedzę. Sielanka trwa, do momentu, gdy owa nauczycielka
, panna Mayfield znajduje anonimową karteczkę, jakoby jedna z uczennic
była maltretowana przez swoją babcie. Kobieta wrażliwa na los dzieci
postanawia odnaleźć nadawce wiadomości i zbadać o co właściwie chodzi...
Bohaterka sama w sobie jest
postacią ciekawą i dociekliwą. Kieruje się realizmem sytuacji.
Jednak, gdy ginie ojciec jednego z uczni, a jego matka zachowuje się
jakby straciła rozum, to akcja nabiera tempa (choć, jak dla mnie i tak zbyt
wolnego). Kobieta ulega wypadkowi i traci pamięć. Staje się "więźniem" w
domu pewnej pani, prowadzącej dom do wynajęcia. Panna Mayfield z czasem
zaczyna rozumieć, że ta serdeczność ze strony właścicielki nie jest
bezinteresowna i prowadzi do określonego celu. Realizm zaczyna
przemieniać się w walkę i uporczywe dążenia do rozwikłania tajemniczych
zdarzeń.
Autorem jest Peter Curtis, a
właściwie powinnam napisać autorką. Peter Curtis to pseudonim literacki
Norah Lofts. Pisarka już nie żyje, ale za życia była uhonorowana za
swoje powieści wieloma nagrodami. A, i zrecenzowana książka przeze mnie
doczekała się ekranizacji.
Książka obfituje w liczne opisy
przyrody, krajobrazu, obyczajowości, co zdecydowanie jest wielkim
atutem . Przyczepiłabym się do wspomnianego wyżej mylącego opisu i szaty
graficznej okładki. Okładka i opis wskazywałyby na dozę magicznej aury,
tajemniczej siły i wciągającej zagadki. Natomiast elementów magii, strachu i
zaskoczenia jest jak na lekarstwo, niestety. Szkoda, bo pomysł na fabułę
był ciekawy, ale widocznie miałam większe oczekiwania.
Książka bierze udział wyzwaniach POD HASŁEM
CZYTAM FANTASTYKĘ
KLUCZNIK
WYZWANIE BIBLIOTECZNE
GRUNT TO OKŁADKA
Z TRUPEM W TLE
Z LITERĄ W TLE
3 komentarze:
No wygląda na powieść bardziej magiczną...
Zapowiada się ciekawie :)
Po przeczytanej Twojej recenzji, uważam że jakoś niezbyt jest ciekawa, tak powiewa odrobine nudą
Publikowanie komentarza